Meta testuje aukcje ebay w marketplace
Wyobraź sobie, że Facebook i eBay to dwie konkurencyjne kawiarnie na tej samej ulicy. Jedna ma świetną lokalizację i tłumy klientów (Facebook), a druga… cóż, też ma swoich fanów, ale musi się bardziej starać (eBay). I nagle pojawia się lokalny urząd, który mówi: „Hej, to nie fair! Musicie się podzielić klientami!” 🤔
Małżeństwo z rozsądku, czyli jak Meta próbuje udobruchać Unię
Pozwól, że opowiem ci historię rodem z najlepszych komedii romantycznych. Nie, nie będzie o Bridget Jones (choć podobieństw jest sporo). To historia o gigantycznym ego, jeszcze większych pieniądzach i… małżeństwie z rozsądku wartym prawie miliard dolarów.
Wyobraź sobie taką sytuację: jesteś najpopularniejszą osobą w szkole. Masz najfajniejsze imprezy, wszyscy chcą się z tobą przyjaźnić, a twój kiermasz z ciastami zawsze przyciąga najwięcej kupujących. I nagle dyrekcja mówi: „Albo pozwolisz konkurencji sprzedawać na swoim stoisku, albo zamykamy twój biznes.”
Dokładnie w takiej sytuacji znalazła się Meta (czyli Facebook w garniturze). Unia Europejska właśnie wymierzyła im karę 800 milionów euro za… no cóż, bycie zbyt dobrym w tym, co robią. A właściwie za wykorzystywanie swojej popularności do zdominowania rynku w sposób, który konkurencji nawet nie daje szansy złapać oddechu.
I co robi Meta? To, co zrobiłby każdy rozsądny biznes z nożem na gardle – proponuje małżeństwo z rozsądku swojemu odvwiecznemu rywalowi. Tak, zgadłeś – eBayowi.
To trochę jak ten moment w filmie, kiedy dwójka zaciekłych wrogów musi ze sobą zatańczyć na balu maturalnym. Niezręcznie? Bardzo. Konieczne? Najwyraźniej.
Pytanie tylko, czy ten związek przetrwa dłużej niż przeciętne małżeństwo z Las Vegas… 🤔
Jak to działa? (czyli marketingowa magia w praktyce)
Pamiętasz te wszystkie filmy o superbohaterach, gdzie nagle okazuje się, że dwóch największych rywali musi współpracować, żeby uratować świat? No więc właśnie coś takiego dzieje się teraz w świecie e-commerce, tylko zamiast ratowania świata mamy ratowanie… portfeli użytkowników. I może trochę wizerunku Mety. 😉
Ale przejdźmy do konkretów, bo wiem, że nie lubisz, gdy owijam w bawełnę.
Wyobraź sobie, że wchodzisz na Facebook Marketplace. Tak jak zawsze – szukasz używanego roweru, bo summer body samo się nie zrobi, prawda? Ale tym razem coś jest inaczej. Między ofertą „rower górski, lekko używany” od Kowalskiego z bloku obok a „BMX, stan idealny, tylko raz spadłem” od Nowaka z drugiego końca miasta, widzisz… profesjonalne aukcje z eBaya.
To trochę jak sytuacja, w której twój ulubiony lokalny bazarek nagle dostał własny department store w środku. Albo jakby McDonald’s zaczął sprzedawać Whoopery. Dziwne? Może trochę. Ale czy to działa?
Spójrzmy na to tak:
- Wchodzisz na platformę, którą znasz i lubisz (Facebook)
- Widzisz więcej ofert niż kiedykolwiek wcześniej (te z Marketplace + eBay)
- Możesz porównać ceny między „Kowalskim z garażu” a profesjonalnymi sprzedawcami
- Jak coś ci się spodoba z eBaya – klikasz i lądujesz na ich platformie
Proste? Jak drut. Skuteczne? Cóż…
To trochę jak randka w ciemno zaaranżowana przez wspólnych znajomych (w tym przypadku przez Unię Europejską, która chyba lubi się bawić w swatkę). Jedni będą zachwyceni większym wyborem, inni będą tęsknić za „starymi dobrymi czasami”, gdy Facebook Marketplace był jak lokalny targ – może mniej profesjonalny, ale z duszą.
PS. A wiecie co jest najzabawniejsze? To trochę jak ta scena z „Masz wiadomość”, gdzie właścicielka małej księgarni i szef wielkiej sieci księgarni zakochują się w sobie przez internet, nie wiedząc, że są konkurencją. Tylko że w tym przypadku obie strony doskonale wiedzą, z kim tańczą – po prostu wolą tańczyć razem niż zapłacić karę za odmowę wejścia na parkiet. 🕺💃
Dlaczego to jest ważne? (czyli kto najbardziej skorzysta na tym małżeństwie z rozsądku)
Ta historia ma więcej warstw niż najlepszy tort w cukierni. I choć na pierwszy rzut oka może wyglądać jak zwykłe „dogadywanie się gigantów”, pod powierzchnią kryje się prawdziwa rewolucja w świecie e-commerce.
Zacznijmy od ciebie, drogi użytkowniku. Bo to ty jesteś prawdziwym zwycięzcą w tej sytuacji. Wyobraź sobie, że nagle dostajesz dostęp do znacznie większej szafy z ubraniami – tylko że zamiast ciuchów masz produkty z dwóch największych platform sprzedażowych. Wszystko na wyciągnięcie ręki, bez potrzeby skakania między zakładkami jak pingwin po krze. Plus możesz łatwo porównać, czy Kowalski ze swojego garażu nie próbuje ci sprzedać iPhone’a drożej niż profesjonalny sklep.
Meta? Cóż, dla nich to trochę jak wykupienie ubezpieczenia od wkurzonych urzędników. 841 milionów dolarów kary to nie są drobne na kawę, nawet dla Zuckerberga. Dodatkowo pokazują Unii: „Hej, potrafimy się dzielić piaskownicą!” A kto wie – może to wymuszone małżeństwo okaże się nawet dochodowe?
Dla eBaya to jak dostanie zaproszenia na najbardziej ekskluzywną imprezę w mieście. Nagle zyskują dostęp do gigantycznej społeczności Facebooka. To trochę jak przeprowadzka z przytulnej dzielnicy do centrum miasta – więcej ruchu, więcej możliwości, więcej potencjalnych klientów.
A sprzedawcy? Tu sprawa robi się naprawdę ciekawa. Mali przedsiębiorcy z Marketplace dostają szansę, żeby konkurować z większymi graczami na własnym podwórku. Z kolei profesjonalni sprzedawcy z eBaya zyskują dostęp do nowej publiczności. To jak otwarcie drugiego sklepu, ale bez konieczności płacenia za dodatkowy lokal.
Czy to wypali? Szczerze? Nikt tego nie wie. To trochę jak ślub z rozsądku – czasem kończy się wielką miłością, a czasem… cóż, sami wiecie. Ale jedno jest pewne – e-commerce właśnie wkracza w nową erę. I albo się dostosujesz, albo zostaniesz w tyle.
PS. A może to wszystko to dopiero początek? Bo jeśli Meta i eBay mogą się dogadać, to co będzie następne? Amazon w TikToku? Allegro w Instagramie? Czasem najdziwniejsze małżeństwa okazują się tymi najszczęśliwszymi… 🤔
Ale czy to ma sens? (i dlaczego wszyscy się nad tym zastanawiają)
Szczerze? To trochę jak zmuszanie McDonald’s do sprzedawania Whooperów albo Apple do instalowania Sklepu Play w iPhone’ach. Niby zwiększamy konkurencję, ale czy na pewno o to w tym wszystkim chodzi?
Z jednej strony – jasne. Większy wybór dla konsumentów? Super. Więcej konkurencji? Brzmi świetnie. Bardziej wyrównane szanse dla wszystkich graczy? Kto by nie chciał!
Ale jest też druga strona medalu. Bo może właśnie zabijamy to, co sprawia, że te platformy są wyjątkowe? Meta zbudowała swój marketplace na społeczności i zaufaniu – trochę jak lokalny targ, gdzie wszyscy się znają. A teraz? Będzie jak hipermarket – większy wybór, ale gdzie się podział ten lokalny klimat?
I tu dochodzimy do najciekawszego plot twista w tej historii. Meta nie czeka, aż kolejne kraje zaczną jej grozić palcem. Testuje to rozwiązanie nie tylko w Europie (Francja, Niemcy), ale też… w USA.
Czemu? Bo Zuckerberg wie coś, czego my możemy się tylko domyślać – ta fala regulacji antymonopolowych to nie jest europejski kaprys. To globalny trend. I lepiej być przygotowanym, niż później w panice szukać rozwiązań.
To trochę jak z tym gościem na imprezie, który jako pierwszy zauważa, że kończy się pizza i od razu zamawia następną. Nie dlatego, że już jest głodny, ale wie, że za pół godziny wszyscy będą mu za to dziękować.
PS. A może za kilka lat będziemy się śmiać z tego całego zamieszania? W końcu kto by pomyślał 20 lat temu, że Microsoft będzie instalował aplikacje Google na swoich komputerach… 🤔
Więc co to w zasadzie oznacza?
To trochę jak oglądanie pierwszego odcinka nowego sezonu ulubionego serialu. Niby wszystko jest tak samo, ale czujesz, że zbliża się coś wielkiego.
Media społecznościowe i e-commerce właśnie wkraczają w nową erę. Erę wymuszonej współpracy, dzielenia się zabawkami w piaskownicy i… być może, całkiem nowych możliwości dla wszystkich.
Dla ciebie oznacza to jedno – więcej opcji, więcej okazji i (miejmy nadzieję) lepsze ceny. Dla sprzedawców – nowe wyzwania, ale i szanse. A dla gigantów technologicznych? Cóż, może wreszcie nauczą się, że bycie największym na placu zabaw nie znaczy, że możesz zabierać innym łopatki.
Bo może właśnie tego potrzebował internet – małego przypomnienia, że konkurencja nie zawsze musi oznaczać wojnę, a współpraca nie zawsze jest oznaką słabości.
PS. A tak między nami? Następnym razem, gdy będziesz scrollować przez Marketplace w poszukiwaniu używanego roweru, i zobaczysz ofertę z eBaya obok ogłoszenia sąsiada – pamiętaj, że właśnie jesteś świadkiem małej rewolucji. Takiej z kategorii „kto by pomyślał, że dożyjemy takich czasów?” 😉
O autorze
Kamil Ryszard to specjalista w dziedzinie generowania leadów, z ponad 15-letnim doświadczeniem. Prowadził kampanie dla marek takich jak Media Markt, Porsche czy KFC. Doradzał Canal+. Aktywnie angażuje się w życie branży marketingowej, edukując początkujących marketerów i dzieląc się z nimi swoją wiedzą. Zrzesza w sieci twórców ponad 1500 influencerów. Uważa, że skuteczność marketingu głęboko zakorzeniona jest w zrozumieniu psychologii i technik perswazji, co pozwala na tworzenie bardziej celnych i przemyślanych strategii komunikacyjnych, które rezonują z odbiorcami i efektywnie przekładają się na wyniki biznesowe.
Tagi: marketing, doradztwo marketingowe, blog marketingowy, newsy marketing, marketing dla firm, wiedza marketingowa, kamil ryszard, blog o marketingu, mentoring marketingowy, praktyki w marketingu, google news, news, wiadomości marketingowe